Ostatnią, jak dotąd dziewiątą z publikacji, którą dzielę się w ramach aplikacji Wattpad jest cykl krótkich spojrzeń z odległej w czasie podróży Made in USA. Tuż po wydaniu przez Komisję Europejską decyzji o nieprzedłużeniu embarga na import ukraińskiego zboża, minister rozwoju i technologii Waldemar Buda podpisał rozporządzenie w sprawie zakazu przywozu z Ukrainy produktów rolnych. Piątek z oddechem: dzisiaj tylko się chwalę:) Mogę z dumą już napisać, że oprócz testu teoretycznego, zaliczyłem również wymóg praktyczny, aby móc… | 13 komentarzy na LinkedIn Dzień dobry w nowym roku! Zaczynamy go od nowego wydania "Szefa Sprzedaży". Tym razem bierzemy pod lupę jedno z najważniejszych pytań, dręczących menedżerów… | 21 comments on LinkedIn Zanim pójdziesz na emeryturę, odbierz 1600 zł świadczenia dodatkowego co miesiąc. Jak je uzyskać? Nowy dodatek zanim pójdziesz na emeryturę Świadczenie przedemerytalne stanowi istotne wsparcie dla seniorów, którzy zakończyli karierę zawodową, ale jeszcze nie osiągnęli wieku emerytalnego. sprzedaj mi ten długopis. To zupełnie jak Ci handlowcy co dziś dzwonią do mojej firmy MOCompany - Szkolenia, Sprzedaż, Marketing, Sprzedaj mi ten długopis, mówi, a za każdym razem, gdy otrzymuje niesatysfakcjonującą odpowiedź, przechodzi do następnej osoby. W wywiadzie dla Global Mail, Jordan Belfort twierdzi, że sprzedając mi linię do sprzedaży długopisów, powinno otrzymać pytanie jako odpowiedź. Tak więc, bez względu na to, jakie podejście zastosujesz HsfdJ. Pytanie, które pomaga doskonale zdiagnozować nasze podejście do sprzedaży Za pewne każdy z nas chociaż raz słyszał o tym, jak bardzo dziwne, nietypowe, a może nawet śmieszne pytania są zadawane podczas rozmów rekrutacyjnych. Wiele osób doświadczyło też tego na własnej skórze, albo będąc zaskoczonym tego typu pytaniem, albo też odpowiadając na nie wprost podręcznikowo. W sieci oraz w księgarniach można nawet znaleźć szereg pozycji, które rozwodzą się na temat tego typu pytań rekruterów, opisują, co też tak naprawdę mają one diagnozować, a także udzielają najlepszych możliwych odpowiedzi oraz dostępnych scenariuszy. W przypadku, kiedy faktycznie ubiegamy się o pracę w prestiżowej firmie o ugruntowanej pozycji, powinniśmy przygotować się na to, że takie pytania mogą nam zostać zadane. Warto jest więc się do tego przygotować. Pytanie dotyczące tego, jak sprzedać długopis Okazuje się, że jednym z najczęściej zadawanych pytań, czy też poleceń, jakie mogą pojawić się na rozmowie rekrutacyjnej jest polecenie „sprzedaj mi ten długopis”. W takiej sytuacji, kandydat musi w taki sposób poprowadzić rozmowę, aby faktycznie pokazać, że posiada umiejętności sprzedażowe, ale nie tylko. Nie jest to tylko zwykła wymiana informacji o cenie oraz zaletach produktu. W taki sposób rekruterzy sprawdzają, czy faktycznie podczas sprzedaży produktów kierujemy się potrzebami oraz zadowoleniem klienta. Kluczowe jest więc nie tylko jak sprzedać długopis, ale i w jaki sposób kształtować relację z odbiorcami. Podczas tak postawionego problemu tak naprawdę nie jest aż tak ważne, w jaki sposób poprowadzimy konwersację, ale czy finalnie zademonstrujemy to, czy klient faktycznie jest dla nas na pierwszym miejscu. Rozmowa może być zabawna, możemy nawet dać się ponieść podczas konwersacji, ale na pewno powinniśmy zwrócić uwagę klienta na problemy, które posiada, a które mogą zostać szybko rozwiązane w sytuacji, kiedy ten faktycznie zdecyduje się kupić od nas długopis. Umiejętności sprzedażowe są ważne i właśnie poprzez takie pytania można je sprawdzić Wydawałoby się, że zadanie sprzedania zwykłego długopisu jest banalnie proste. A jednak, bardzo wiele osób słysząc polecenie „sprzedaj mi ten długopis” w ogóle nie wie, w jaki sposób się do tego zabrać. Z drugiej strony, tak proste zadanie pokazuje, w jaki sposób radzimy sobie w sytuacjach, które nas zaskakują, pokazuje, czy potrafimy się w nich odnaleźć wykorzystując swoje umiejętności- jeśli w rzeczywistości nie posiadamy umiejętności sprzedażowych ani też nie przyłożyliśmy się do tego, aby je zdobyć- z pewnością nie podołamy temu zadaniu. Mogłoby się więc wydawać, że takie pytanie rekrutacyjne jest śmieszne, jest nie na miejscu, a co za tym idzie nie trzeba go traktować poważnie. Nic bardziej mylnego- tego typu techniki stosuje się po to, aby dowiedzieć się o kandydacie czegoś, czego być może sam by nam o sobie nie powiedział. To możliwość sprawdzenia, jak się zachowa i jakie ma umiejętności w praktyce- podczas kilkuminutowej konwersacji o zwykłym długopisie. {"type":"film","id":426597,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Wilk+z+Wall+Street-2013-426597/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Wilk z Wall Street 2014-01-14 23:52:56 Scorsese dobrze sprzedał ten film. Sprzedał to czego potrzebuje w dzisiejszych czasach publiczka. Kina banalnego (choć dobrze zagranego), ze znanym nazwiskiem na plakacie. Kina z niewymagającą fabułą, ociekającego seksem, a gdy zrobi się nudno, to się wrzuci jakieś cycki, troszkę dragów, szybkie samochody, dziwki, jachty, soczyste bluzgi, ahhh... przecież to poezja dla współczesnego widza! Panie Scorsese więcej! Więcej takiego kina! Chcę znowu walnąć się na kanapie, z dwoma piwkami w zanadrzu odpalić laptopa i świętować! Świętować, że NIE poszedłem do kina i NIE kupiłem biletu na seans pańskiego "najbardziej dojrzałego filmu". Pozdro dla kumatych!5/10 spo Myślę, że MS akurat ma w dupie to, że nie kupiłeś biletu do jakiegoś zapchlonego kina. Tak się jednak składa, że podzielam Twoje zdanie i w swoim zapchlonym kinie też nie kupię biletu na ten film. Lukas_Art nie oglądałam filmu ,mimo to bardzo podoba mi sie ten komentarz .. spo Nie rób z siebie takiego egzaltowanego intelektualistę, bo się porzygasz zanim dojdziesz do tej rozumiem że w twojej wersji "Wilk z Wall Street" zamiast dragów wszyscy ciumkali dropsy,zamiast szybkich samochodów były meleksy,zamiast dziwek ministranci,zamiast jachtów kajaki,zamiast soczystych bluzgów wszyscy mówili"motyla noga".Niestety to nie ta parafia podwiń sutannę i mykaj na forum o zabarwieniu byłeś w kinie czyli oglądałeś wersję kręconą moszną?Kto kręcił i czyja to była moszna?pozdro misiu-pysiu llama777 Hmm.. jeżeli to była próba nawiązania dyskusji to niezbyt udana. Następnym razem napisz może coś o filmie i nie trać czasu na docinki, bo po większości ludzi to spływa. Jeżeli poczułeś się urażony moją wypowiedzią, to przykro mi, że trafiłem w Twój czuły punkt. Pif-paf kowboju klawiatury, miłego dnia. spo Za bardzo nie ma do czego nawiązywać, boś nic w zasadzie nie napisał. Takich tematów już tu się kilka przewinęło, a zaglądam na to forum raz na trzy dni i rzucam okiem tylko na te wątki, co są na że to kino było banalne. Wiesz, jak można odeprzeć ten jakże mocny argument? Nie wiesz? To cię nauczę: to kino nie było banalne. Mniejsza o moje prawdziwe zdanie, bo to kino może i było banalne, ale nie wystarczy rzucić hasłem, należy jeszcze je uargumentować. Tymczasem ty występujesz z pozycji gościa, co to nie daje się nabierać na proste sztuczki Scorsese, co jest bardziej wymagający od reszty, i ogólnie taka z ciebie ambitna bestia, a zakładasz temat jak pierwszy lepszy troll. Więc na czym polega ta twoja wyższość? Boś dał 5/10? To mnie nie interesuje. Chcesz pokazać, że nie jesteś częścią motłochu, napisz krytykę, miast krytykanctwa. Wtedy będę miał do czego się w filmie są cycki, drugi i przekleństwa. Teraz napisz, dlaczego źle, że są. Amerrozzo No kino było banalne, w sensie tematyka prosta, a fabuły generalnie brak. Zamiast pociągnięcia ciekawych wątków typu rozgrywka między wilkiem a FBI, pan reżyser wolał pokazywać średnio rozgarnięte dialogi z dużą ilością bluzgów. Nie rozumiem skąd taki zachwyt nad tym dziełem, skoro go bronisz to może mi wytłumaczysz. Dla mnie jedyny plus to świetna gra Di Caprio. Faktycznie nie mam zbyt dużego stażu na tym forum, ale nie trolluje tym tematem, tylko wyrażam swoje zdanie. Osobiście mi cycki nie przeszkadzały -przeszkadzał mi niski poziom fabularny tego filmu, a biorąc pod uwagę reżysera poczułem się zawiedziony. spo Fabułą tego filmu jest historia człowieka( nie do końca czystego jak łza w swym postępowaniu), który ma wizję, plan na życie i z wielkim rozmachem go realizuje, wykorzystuje okazje i świetnie się bawi, sporo ryzykuje i sporo traci, ale ma odwagę ryzykować! A jak wiadomo- kto nie ryzykuje- ten nie pije szampana ;)Wiem, wiem nabijał ludzi w butelkę...co robić? Czytać, czytać, czytać- żeby mądrzejszym być ;) niespokojnaona Fakt, ale musisz przyznać, że zamiast skupić się właśnie na pokazaniu robienia ludzi w butelkę, przekrętów, igrania z federalnymi (czyli czegoś co moim zdaniem ciągnęło fabułę do przodu ), to reżyser raczej upodobał sobie pokazanie "spijania szampana", liczenia forsy i balangowania. Było parę scen które miały potencjał żeby rozwinąć je w ciekawy wątek, np. rozmowa z agentem FBI na jachcie - majstersztyk, albo akcja z przemytem kasy do Szwajcarii. Ale dlaczego te wątki zostały tak spłycone i kończyły się jakimś przerywnikiem w postaci dragów i seksu? Tego nie rozumiem zupełnie. spo Dla mnie skupił uwagę dokładnie na tym- na czym powinien :) Nie zmieniłabym nic a nic. niespokojnaona Ja bym skrócił tak o pół godzinki, ale wiadomo gusta i guściki :) niespokojnaona niespokojnaona ma rację. Choćby z tego względu, że ten film pokazywał całą sprawę bardzo mocno z perspektywy głównego bohatera. Jego opowieść, jego operetka, to on pokazuje palcem, co było w niej dla niego najważniejsze, a więc sukces, seks i panienki. Ja to kupiłem. To naprawdę niegłupie kino, trzeba tylko przeczekać stan ogłuszenia, zachłyśnięcia tym błyskiem, żeby wyciągnąć film-diagnoza, a nie film-moralitet. sosniak Całkowicie się zgadzam, z tym że ja tego nie kupiłem, bo sam Jordan Belfort nie jest dla mnie interesującą osobą. Pozdro spo Ok, może inaczej - nie został pokazany w filmie jako osoba interesująca ;) spo Ciężko, żeby pijak i ćpun myślący tylko o forsie i seksie był interesujący. Jego życie to zarabianie pieniędzy i wciskanie kitu. Dlatego jest powierzchowny. sosniak No właśnie, a ponieważ cała fabuła kręci się wokół jego osoby, to film również uważam za powierzchowny i wystawiłem mu piąteczke. Pozdro spo Szanuję Twoją piąteczkę i to, że przy niej pozostajesz. Zwróć tylko uwagę, na sceny, w których łamie się obraz wesołego imprezowicza. To wtedy reżyser opowiada swoje i przejmuje inicjatywę - i mówi, o co w tym wszystkim z damskim boksem - dla mnie to np. dyskwalifikujące z marszu. niespokojnaona "Fabułą tego filmu jest historia człowieka"nie, nie powstał na bazie autobiografii, która jest - łagodnie mówiąc - postać to bufon i ostatni skur...syn, który powinien skończyć na krześle elektrycznym, ale nie wiedzieć czemu jego psychopatyczna osobowość w jakiś sposób fascynuje tępą wodzi te lemingi za nos, zmyślonymi opowieściami o swojej własnej wydumanej zawiódł nawet w ukazaniu absurdu tej ubarwionej i częściowo zmyślonej historyjki zawartej w książce tego przestępcy."dzieło" od pewnego momentu jest zwyczajną serią gagów, i to dość marnej jakości. seria Scary Movie jest w tym temacie 10 razy śmieszniejsza...więc reżyser leci - od gagu do gagu, jak nazbiera się za dużo kloacznego humoru - to zawsze można pokazać cycki. albo pokazać - uhuhu - kontroweryjne narkotyki w dużych uwielbia narkotyki w filmach - jak reżyser celuje w widownię gimbusów, to pokazuje "rozpustę".i żeby to jeszcze czemuś służyło, miało jakiś morał, wnioski, pointę - bo nie wymagam już jakiejś wielkiej wolty - no bo się nie da, bo jak z goowna(książki) bicz ukręcić..no ale nie ma dla umysłowej gimbazy i prawiczków, którzy chcą zobaczyć "prawdziwą rozpustę", w wydaniu cyrkowym. mr_craftsman Dla przyjemności to robił, cielesnych przyjemności :P mr_craftsman A tak serio serio, to ja np. zawiedziona jestem małą ilością cycków i rozpusty :) niespokojnaona Myślę, że szybko znaleźlibyśmy wspólny język. Amerrozzo :) spo "(...)średnio rozgarnięte dialogi z dużą ilością bluzgów. Nie rozumiem ...)" I nie zrozumiesz skoro wypisujesz takie kwestie. Dialogi to nieprzyzwoita siła tego filmu, są wulgarne.. bo takie k u r w a mają być, to jakbyś powiedział, że Wściekłe Psy to naprawdę dobry film gdyby nie te chamskie, prostackie które według Ciebie miały tak wielki potencjał... Nie zostały rozwinięte, bo to nie jest thriller Davida Finchera tylko tragikomiczna biografia Jordana Belforta, który nie przemycał kilogramów kokainy z Kolumbii ani nie uciekał kilkakrotnie z więzienia federalnego tylko był rekinem z wall street, nie przebierającym w alkoholu, narkotykach i kobietach. Z resztą całe szczęście, iż wspomniane wątki nie zostały tak rozwinięte jak Pan by sobie tego życzył, bowiem inne wątki mogłyby na tym ucierpieć. Weźmy na przykład scenę, w której tytułowy bohater, po zażyciu zbyt dużej ilości tabletek, pełzając ruchem poprzecznym konwulsyjnym, próbuje dostać się do swojego białego ferrari... W tym miejscu należna byłaby krótka chwila ciszy, by upamiętnić tę jakże monumentalny moment w historii kina;> Jak dla mnie, to prawdziwy majstersztyksss#zdrówko# Silvestris Minuta ciszy? Jestem za!No papatki, dzięki za odzew szefie Amerrozzo Tak, to dobry film. Osobiście nie przepadam za Leonardo. llama777 Po pierwsze nie pisz o moich "czułych punktach",bo czuję się nieswojo,gdy robi to jakiś spocony sprawa,o jakiej dyskusji z Tobą tu mowa?Nie zrozumiałeś,jak Ty to napisałeś, moich "docinków"?Wytłumaczę to może oparty na pewnym wycinku życiu faceta, który otaczał się "cyckami, dragami, szybkimi samochodami, dziwkami, jachtami, soczystymi bluzgami". Tobie przeszkadzają te wszystkie Ci się oglądało "Szeregowca Ryana"?Przeszkadzały Ci karabiny i mundury oraz czołgi i amunicja?Przy "Skazanych na Shawshank" miałeś pewnie pretensje o to że akcja toczy się w więzieniu i wszędzie kręcą się strażnicy?Nie ucz Scorsese jak ma robić na to zbyt urazy pracus ocenił(a) ten film na: 7 spo Nie chcę nic mówić, ale jesteśmy na forum filmowym i powinniśmy sobie wszyscy zdawać sprawę, że za fabułę i narysowanie historii odpowiada głównie SCENARZYSTA, a nie reżyser. Tym jest Terence Winter - człowiek z raczej marnym dorobkiem na polu filmowym. Ma jakieś doświadczenie serialowe (szczególnie Boardwalk Empire jest tu na plus - pytanie, ile w tym jego zasługi?), a poza tym to ledwie dwa filmy: jeden z 50 Centem sprzedającym receptę na życie (jeśli dobrze rozumiem opis), a drugi średnia, ugrzeczniona podróbka Chłopaków z ferajny...Za co tu należy rozliczać Scorsese, to za ujęcia, poprowadzenie aktorów i wyjęcie ze scenariusza, który dostał ciekawego obrazu. Za samą fabułę ciężko mi go ganić. pracus Pod względem technicznym film bardzo dobry. Nie wiem jak to wygląda w praktyce, ale skoro Scorsese wyreżyserował ten film to znaczy, że raczej nie miał zarzutów co do scenariusza. Moim zdaniem ponosi jakąś mniejszą lub większą odpowiedzialność za to jak została poprowadzona fabuła :) pozdrawiam pracus ocenił(a) ten film na: 7 spo A skoro Di Caprio w nim zagrał, to również nie miał zarzutów co do scenariusza, więc również ponosi odpowiedzialność... i tak w kółko. No to wszystkich związanych z tym filmem powinieneś zganić, a nie tylko Martina, który nie miał największego wpływu na pokazywaną fabułę. pracus Filmu jeszcze nie widziałam, ale wydaje mi się, że Martin Scorsese to dobry reżyser. A scenariusz tego filmu opiera się na przekrętach współczesnego biznesmena, co można nazwać odpowiednikiem mafiozy w czasach dawniejszych. Z tego co mi się wydaje, to do mafiozów nikt się nie doczepiał.. tutaj natomiast film wywołał ogromny szok publiczności. Oczywiście, że jest to spowodowane scenami sexu itp., ale jeżeli ktoś chciał przedstawić jakąś historię, to musiał się jej ściśle trzymać. Sądze, że właśnie tak to wygląda w życiu takiego krętacza, więc dlaczego pan Scorsese miał odpuścić oglądającym to widowisko? Jest pewne, że zrobione jest to troszeczkę pod publikę, ale... przecież o to chodzi w kinie, aby dać ludziom rozrywkę i zarobić na tym pieniądze, a wiadomo, że im większe będą kontrowersje, tym więcej widzów się pojawi. Być może moja opinia zmieni się po obejrzeniu filmu, ale z tego co widzę ludziom gustującym w... ambitniejszytm kinie, nie odpowiadały właśnie sceny rozbierane. Ludzie, troszeczkę luzu, to że powstają w dzisiejszych czasach filmy tego pokroju wcale nie oznacza o zaniku geniuszu którychś z reżyserów, po prostu oni robią to dla nas, a w dzisiejszych czasach właśnie tak życie wygląda i tego oczekuje publiczność. pracus Nie wyolbrzymiaj moich słów i nie odsuwaj od odpowiedzialności osoby najbardziej odpowiedzialnej za film jako całość ;) Wychodzę z założenia, że to reżyser jest królem na planie filmowym, a nie scenarzysta (chyba że Scorsese preferuje na odwrót, ja tam nie wiem). pracus ocenił(a) ten film na: 7 spo ...i dopisuje coraz to nowe sceny, żeby zamiast takich dialogów, jakie mamy, pokazać wątki innej rozgrywki między innymi postaciami? Jesteśmy na forum filmowym, więc trzymajmy się jakiejś prawdy o warsztacie filmowym :) pracus Wiercisz dziurę w brzuchu. Dla świętego spokoju się zgodzę, bo ta dyskusja rzeczywiście zaczyna kręcić się w kółko. W kółko osoby pana MS ;) zimeke ocenił(a) ten film na: 4 spo Właśnie wróciłem z kina i jestem zbulwersowany prymitywizmem tego filmu. W pełni podzielam Twoje zdanie. Wg mnie Scorsese postawił sobie założenie żeby dokopać Wall Street i kapitalizmowi, bo taka jest moda w Ameryce. A potem robił wszystko w tym kierunku. Powstało kino hedonistyczne, momentami obrzydliwe i prymitywnie propagandowe. Ostatnia scena, gdy agent FBI jedzie metrem i spogląda na udręczony "lud pracujący", jest już po prostu moim seansie publika rechotała jednak jak na komedii. No cóż - film miał przecież trafić do mas... :-( aronn ocenił(a) ten film na: 9 zimeke Rechotała jak na komedii bo to była komedia a ze filmweb wprowadza w błąd.... zimeke Dokopać Wall Street? Przecież sam widzisz na tym forum wpisy, typu "film mnie podbudował i podniósł na duchu" (nie wiem na ile są one poważne, a na ile nie). W każdym razie publika wydaje się być zachwycona cynizmem i cwaniactwem rodem z Wall Street - zero zasad, byle tylko osiągnąć majątek, który jest w USA synonimem szczęścia. Dla masowego widza to jest reklama Wall Street, a nie próba ośmieszenia. Zresztą ten sam mechanizm został pokazany w filmie. Pojawia się niechlubny artykuł o "Wilku z Wall Street" który to w podejrzany sposób dorobił się milionów. Słowem podejrzany typ, podejrzane interesy. Co robią młodzi brokerzy? Omijają Jordana szerokim łukiem? Nieeee - walą do niego drzwiami i oknami :) użytkownik usunięty spo No bo w sumie nie ma co sie oszukiwać - kto by nie chciał żyć na takim poziomie jak Jordan? Pewnie wielu, ale jest różnica między życiem na poziomie, a byciem człowiekiem na poziomie. użytkownik usunięty spo Gdzie są miliony tam nie ma moralności. To, że sie wzbogacił to poniekąd wina tych, na których się wzbogacił. Np. przy naszym rządzie, który mami i łupi społeczeństwo to i tak był pikuś. Tylko że obecnie panujący nam politycy robią to legalnie więc pozostaną bezkarni i będą jeszcze uchodzić za ludzi na poziomie. zimeke nie no - z tym dokopaniem Wall Streetowi i kapitalizmowi to troche odleciales.... Jakby tak bylo - no to by to wtedy bylo calkiem niezlym kinem - z tym ze to by tez musial byc wtedy calkiem inny film przeciez! Powtarzam film - a nie taka szmira! Przeciez ten film jest tak pusty i do tego pelny taniego seksizmu - po prostu niesmaczny, ze az mi go szkoda!A co najgorsze - on jest po prostu tylko nudny! Oprocz paru zaledwie smiesznych anegdot, same tylko platitudy.., Do tego kobiety zdegradowane do roli jakis accessoires [akseˈswaʀs], dekoracji czy jakis manekinow oraz ani jednej proby jakiejs nawet malej refleksji, sie zastanowienia nad konsekwencjami i ofiarami tej pure dekadencji, tego egoizmu, hedonizmu i nihilizmu... Ja rozumiem ze to mialo byc tylko tak przerysowanie i ze to niby jest satyra - coz dla mnie to to tylko plaskie jest i puste - a satyra jest dopiero satyrą jak ma cos do przekazania - a nie ze jest lancuszkiem poukladanych w rzedzie gagow, chichow i achow... zimeke ocenił(a) ten film na: 4 Wikus_Van_De_Merwe Też zwróciłem uwagę na potraktowanie kobiet w tym filmie. Nie chciałem już rozbudowywać swojego postu, ale w pełni podzielam to, co na ten temat że film jest najzwyczajniej w świecie nudny, to też prawda. spo Hej, odpowiem ci tutaj, bo tam nie chcę psuć twój tytułowy komentarz, nie bardzo wiedziałem, co krytykujesz, ale byłem pewien, że na pewno nie film. Nie podoba ci się to, że Scorsese sprzedał swój film. Hmm.... Nie bardzo wiem, jak się do tego odnieść. Sprzedał to sprzedał, to jest fakt kinematograficzny (popularność filmu), ale nie filmowy (tzn. niemający związku z wydarzeniami na ekranie). Czy film popularny oznacza film gorszy? Jeśli nie, po co w ogóle podnosić tę kwestię?Następnie masz problem z tym, co podoba się współczesnemu widzowi. Prus, gdy odpowiadał Świętochowskiemu na jego krytykę "Lalki", napisał, że na cudzy gust niepodobna się gniewać. A ty się gniewasz, jakby cię to osobiście dotknęło. Znowu nie krytykujesz filmu, ale postawę podoba ci się też duża dawka erotyki, drugów itp. Zarzut typowo CENZORSKI. Napisałem wersalikami, żeby dotarło natychmiast. Nie piszesz, dlaczego miałoby tu nie być tak dużo cycków, piszesz tylko, że są i że źle, że odnośnie głównego komentarza. Później stwierdzasz, że cycki jednak ci nie przeszkadzały. Alleluja! Zostawmy więc je w spokoju, bo ileż można je tarmosić? Stwierdzasz, że film jest banalny, prosty. Od kiedy prostota jest wadą? Znowu nie dokonujesz krytyki, rzucasz hasło i sądzisz, że to załatwia sprawę. Jeśli chcesz dokonać krytyki, musisz przedstawić argumentację np. w takiej formie: element X w filmie Y nie powinien się znaleźć, ponieważ np. burzy kompozycję, zamiast tego należało wstawić element Z. Chyba rozumiesz, o co chodzi, ja tylko podaję schemat. "Wilk z Wall Street" to film rozrywkowy dla widzów dorosłych, pełen sprośnego humoru. To wszystko. Ja rozumiem, że nazwisko reżysera wskazywało na to, że dostaniemy rzecz poważniejszą, ale nie ocenia się naszych przewidywań, ale to, co dostaliśmy. Bo przecież jeśli nastawiłem się na horror, a dostanę komedię, to nie ocenię komedii jako horroru, bo to absurd. Ogólnie często etykietki przeszkadzają w odbiorze dzieła sztuki. Masz ten film wziąć jako komedię, często błazeńską, absolutnie się zgadzam, ale mnie poza samym humorem urzekła strona techniczna tego filmu: sposób prowadzenia historii z błyskawicznym wprowadzaniem nowych postaci, bez przerywników zakłócających harmonię. To jest historia jednej wielkiej biby, więc widz musi być jak w transie, nie można spowalniać akcji, ale można, a wręcz trzeba, cały czas krzyczeć i bawić się. Nie podoba się komuś - okej, to nie należy do dyskusji. Ale jeśli ktoś decyduje się na krytykę, to znaczy, że chce mówić o czymś obiektywnym, a nie subiektywnym. To jak z zupą - nie można się wykłócać, że skoro mnie nie smakowała, to innym też ma nie smakować. Ale można się wykłócać, że podano ją w złym naczyniu, o złej porze, że użyto nie tego makaronu, co trzeba itd. Więc powiedz, jaki konkretnie masz zarzut wobec filmu o cwaniaku, który zgłupiał od nadmiaru forsy? No jak ten film miał inaczej wyglądać? Nie pytam cię, jak miał wyglądać film Scorsesa, zapomnij, że to jego tego dochodzą kapitalne dialogi. Nie mogły nie być wulgarne, w życiu bym nie zniósł tego fałszu - milionerzy-cwaniacy i ich uładzone gadki. Co więcej? Aktorstwo, muzyka itd. Nie ma sensu wymieniać, bo i mnie się nie chce specjalnie bronić tego filmu. Gdybym robił to na serio, wyglądałoby to zupełnie inaczej. Na ciebie wystarczy, jak jest, poczekam, aż napiszesz coś, do czego będzie się można odnieść. Amerrozzo W pierwszym komentarzu po prostu napisałem, jak ja odebrałem ten film, a odebrałem go jako produkt popowy i plamę w filmografii Pana Scorsese (którego nadal bardzo cenię jako reżysera). Komentarz napisałem tuż po obejrzeniu, wyszło jak wyszło - jest prowokujący, prześmiewczy, nazywaj to jak chcesz, ale nikogo w nim nie faktycznie nie jest żadnym wyznacznikiem "jakości" filmu. Uważam jednak, że cały przemysł filmowy i publiczność to układ naczyń połączonych. Na ekranach coraz częściej widzimy to czego żądny jest lud i na odwrót - przemysł filmowy coraz częściej będzie nam narzucał ekranowe trendy. W tym kontekście faktycznie mam żal do współczesnej publiki, że podkręca modę na takie wulgarne "dramatokomedyjki" i nie podoba mi się, że Pana reżyser uległ tej presji. Może ma kryzys wieku średniego... kto to wie. Zaryzykuję więc stwierdzenie, że na cudze gusta jednak od czasu do czasu warto się pogniewać i o nich porozmawiać, bo to może mieć potem wpływ na to, co dostaniemy na talerzu następnym razem ;)Bluzgi i cycki mi nie przeszkadzają. Wiadomo: stare dobre "k...wa" zawsze podkreśli puentę w gagu, a o zaletach cycków się rozpisywać nie trzeba. Nie chce mi się analizować wpływu częstości ich pojawiania się na "kompozycję" filmu. W moim odczuciu w "Wilku z Wall Street" było tego i tego za dużo - w efekcie końcowym wyszło prostacko, a nie śmiesznie. Może taki był zamysł reżysera... kij go że urzekła Cię strona techniczna filmu. Mnie też. Ale widzę to tak: Wielki mistrz Leonardo Da Vinci namalował obraz. Z bliska ludzie zachwycali się delikatnymi pociągnięciami pędzla, fakturą, pod lupą oglądali wspaniałe kolory, ale gdy odeszli na pewną odległość by objąć wzrokiem całe płótno, zobaczyli że obraz przedstawia GÓWNO. Dla mnie ten film jest jak taki obraz. Zrozum więc, że nie chce mi się nad nim rozwodzić, o co mnie tak usilnie - Fabuła filmu mnie nie porwała. Jeżeli to miała być komedia, to mnie nie bawiła. Jeżeli to miał być dramat, to mnie do refleksji nie skłonił, jeżeli biografia to wybrali beznadziejną postać. Obiektywnie - Bardzo dobrze zrealizowany film. 5/10 się należy. Dzięki za ciekawy odzew, pozdro i spuść trochę pary, bo mam wrażenie, że poczułeś się dotknięty przez mój pierwszy komentarz, a ja wcale nie miałem zamiaru nikogo atakować ;) spo Wilk z Wall Street bez Oscarów - bardzo słuszna decyzja. Choć za Oscarami nie przepadam to tegoroczne rozdanie popieram mojej prywatnej krucjaty przeciwko tej marnej komedyjce i temu jak upodlił się Scorsese kręcąc to "arcydzieło". Mimo wszystko wciąż jeszcze wiele duszyczek, które trzeba nawrócić na drogę starego dobrego kina. Tymczasem otwieram szampana i wznoszę toasty. Bez odbioru. Sprzedaj mi ten długopis – Podstawowe błędy przy sprzedaży Pewnie nie raz zdarzyła Ci się taka sytuacja albo jeśli myślisz o zarabianiu w taki sposób jak my to na pewno zdarzy się że trafisz na bardzo OPORNEGO i NIE DO PRZEGADANIA klienta.😭 Tłumaczysz wszystko CZARNO na BIAŁYM, obalasz każde pytania, jeszcze chwila i namalujesz mu to a on dalej podchodzi do tego negatywnie. Co wtedy? Odpuść. Filmik ten to przykład dobrego i złego podejścia do sprzedaży. Jeśli osoba której próbujesz coś sprzedać nie wykazuje interakcji, kompletnie nie jara się tematem i najzwyczajniej w świecie NIE SŁUCHA CO DO NIEGO MÓWISZ to nie ciągnij tematu na siłę.🔇 NIE WCISKAJ MU TEGO! ⛔JEŚLI ON NIE JEST PRZEKONANY TO PO PROSTU ZAKOŃCZ ROZMOWĘ! ✅CEŃ SWÓJ CZAS I ENERGIĘ! ✅CZAS POŻYTKUJ NA LUDZI KTÓRZY POTRZEBUJĄ TEGO CO TY MASZ DO ZAOFEROWANIA, NIE NA TAKICH KTÓRYCH MUSISZ NON STOP PCHAĆ DO PRZODU! Prowadzisz rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko sprzedażowe i wszystko idzie dobrze. Następnie osoba przeprowadzająca wywiad przedstawia wyzwanie, którego spodziewałeś się (ale nadal się obawiałeś): „Sprzedaj mi ten długopis”. Ten rodzaj podpowiedzi wystarczy, aby brzuch spadł do butów. Na początku trudno jest myśleć w locie, a kiedy łączy się to z faktem, że twoje nerwy działają na wysokich obrotach, często rysujesz puste miejsce i wpatrujesz się w to pióro całkowicie rozluźnione. Na szczęście, jak w przypadku każdego innego rodzaju pytania o rozmowę kwalifikacyjną, odrobina przygotowań i praktyki może pomóc w wyeliminowaniu odpowiedzi z parku. Co musisz wiedzieć, aby skutecznie odpowiedzieć na pytanie w rozmowie kwalifikacyjnej „sprzedaj mi coś”? Omawiamy tutaj wszystkie szczegóły. Dlaczego ankieterzy zadają to pytanie? Jak można się domyślić, tego typu pytania są często zadawane w wywiadach dotyczących stanowisk sprzedaży. Chociaż pióro jest powszechnym domyślnym obiektem, nie jest to jedyny scenariusz dla tego typu monitów sprzedaży. Twój ankieter może powiedzieć „Sprzedaj mi tę butelkę wody”, a nawet po prostu „Sprzedaj mi coś”, a następnie wybierz pozycję w pokoju i podaj swoją ofertę. Kuszące jest myślenie, że proszą tylko o to, by cię zaskoczyć lub postawić w trudnym miejscu - i szczerze mówiąc, to częściowo prawda. „Sprzedaż może być bardzo wymagającą pracą. Ankieterzy chcą zobaczyć, jak odpowiadasz na pytanie, niekoniecznie to , co mówisz ”, mówi Neely Raffellini, trener Muse Career i założyciel Projektu 9 do 5. „Czy reagujesz z pewnością? Czy wydajesz się szczery? W jakiejkolwiek roli sprzedażowej od czasu do czasu znajdziesz się w trudnych sytuacjach. Dlatego ankieterzy nie zadają tego pytania, oczekując, że otrzymacie bezbłędną odpowiedź (choć to z pewnością nie zaszkodzi!). Zamiast tego chcą po prostu obserwować, jak reagujesz pod presją. 4 porady dotyczące solidnej odpowiedzi „Sprzedaj mi to pióro” Pocieszające jest to, że pracodawcy są bardziej zainteresowani twoją ogólną postawą, a nie tylko treścią twojej odpowiedzi. Jednak nadal musisz coś powiedzieć (i idealnie, będzie to skuteczne i imponujące). Oto cztery wskazówki, które pomogą ci uzyskać skuteczną odpowiedź na to często zadawane pytanie. 1. Bądź pewny siebie Pamiętaj, że głównym powodem, dla którego pyta Cię to ankieter, jest ocena, jak dobrze reagujesz, gdy czujesz presję lub jesteś zaskoczony. Nawet jeśli nie masz perfekcyjnie dopracowanej oferty sprzedaży, aby natychmiast z niej wyjść, staraj się wykazywać poziom pewności siebie podczas pracy nad odpowiedzią. Usiądź prosto, utrzymuj kontakt wzrokowy, mów wyraźnie i uśmiechaj się. Te niewerbalne wskazówki sprawią, że poczujesz się pewny siebie i pewny siebie - niezależnie od faktycznej zawartości oferty sprzedaży. 2. Podkreśl potrzebę W słynnej scenie z filmu Wilk z Wall Street postać Leonarda DiCaprio mówi sprzedawcy: „Sprzedaj mi ten długopis”. Sprzedawca natychmiast bierze pióro od DiCaprio, a następnie prosi go, aby napisał swoje imię - czego nie można zrobić bez przyborów do pisania. „Celem jest udowodnienie, że potrzebuje pióra”, wyjaśnia Dan Ratner, były dyrektor ds. Obsługi klienta w Muse. Chociaż możesz nie powtórzyć tego dokładnego podejścia, jest to zdecydowanie taktyka, którą możesz pożyczyć, odpowiadając na to pytanie samodzielnie. Najlepszym miejscem na początek jest zadawanie pytań. Pokusa jest silna, aby wskoczyć od razu z długim nawałem sprzedaży. Pamiętaj jednak, że dobry sprzedawca poświęca czas na poznanie potrzeb, celów i wyzwań potencjalnych klientów, aby mogli dostosować ofertę do swoich odbiorców. „Twoim celem jest głębsze kopanie i zrozumienie, dlaczego potrzebują wszystkiego, co sprzedajesz”, dodaje Ratner. „Zwykle można to ustalić, po prostu pytając:„ dlaczego? ” Ratner demonstruje moc zadawania tego typu pytań za pomocą poniższego pytania do wywiadu i odpowiedzi: Przeprowadzający wywiad: „Sprzedaj mi coś”. Kandydat: „Dobra, czego potrzebujesz?” Przeprowadzający wywiad: „Nowy samochód”. Kandydat: „Dlaczego potrzebujesz nowego samochodu?” Przeprowadzający wywiad: „Mój samochód jest żrącym gazem i chcę czegoś, co ma lepszą MPG”. Kandydat: „Dlaczego chcesz lepszego MPG?” Przeprowadzający wywiad: „Mam dość wydawania ton gotówki na wypełnienie mojego SUV-a. Chcę zaoszczędzić pieniądze. ” Kandydat: „Dlaczego oszczędzanie pieniędzy jest dla Ciebie ważne?” Przeprowadzający wywiad: „Oszczędzam na zakup domu”. Kandydat: „Słyszę, że potrzebujesz samochodu, który pomoże Ci zaoszczędzić pieniądze na dłuższą metę, abyś mógł kupić dom. Czy to prawda? Przeprowadzający wywiad: „Tak, dokładnie”. Kandydat: „Jakże przypadkowy! Zajmuję się sprzedażą samochodów elektrycznych. Chciałbym, abyś zaczął spełniać swoje marzenie jako właściciel domu. Wolisz gotówkę czy kredyt? ” 3. Podkreśl cechy i zalety Oprócz powiązania oferty sprzedaży z konkretnymi potrzebami pomocne jest także zwrócenie uwagi na funkcje lub zalety wszystkiego, o co poproszono Cię o sprzedaż. Chodzi o skonfigurowanie odrębnej propozycji wartości dla tego elementu. „Na przykład, czy pióro pisze bardzo gładkim atramentem? Jakie to przyniesie im korzyści? Może to pomoże im pisać szybciej lub łatwiej. Czy twój długopis ma czerwony atrament? Czerwony atrament pomoże wyróżnić znaczniki na stronie ”, dzieli się Raffellini. Raffellini mówi, że sprzedaż tych unikalnych atrybutów lub dodatków to taktyka, której użyła podczas rozmów o pracę. W swoim pierwszym wywiadzie sprzedażowym „ankieter zadał mi to pytanie, gdy już miał przed sobą długopis i wskazał na pióro, które siedziało przede mną, mówiąc:„ Sprzedaj mi ten długopis ”. Uświadomiłem sobie, że ankieter nie potrzebuje pióra, więc wyjaśniłem, dlaczego wybrałem pióro, które miałem przed sobą. Udało się, bo dostałem pracę! ” 4. Nie zapomnij zamknąć Zamknięcie jest najważniejszą częścią sprzedaży, ale łatwo też zapomnieć, gdy wiesz, że osoba przeprowadzająca wywiad nie da ci czeku na twoje pióro. Ostatnim fragmentem twojej odpowiedzi jest moment, w którym możesz naprawdę zakończyć mocną nutą i pozostawić trwałe wrażenie, więc nie wpadnij w pułapkę polegania na czymś słabym, na przykład: „Tak, tak właśnie to sprzedałbym … ” Zamiast tego, podsumuj główne punkty, które zrobiłeś, a następnie pokaż ankieterowi, że wiesz, jak go zamknąć, faktycznie pytając (tak jak w prawdziwej sytuacji sprzedażowej). Może to wyglądać mniej więcej tak: „Dzięki wygodnemu uchwytowi i gładkiemu atramentowi pióro to może pomóc zwiększyć szybkość pisania, zaoszczędzić cenny czas w dniu pracy i zrobić więcej. Czy powinniśmy kontynuować składanie zamówienia? ” Kiedy szukasz jakiejkolwiek pozycji sprzedażowej, musisz być przygotowany na odpowiedź na niektóre pytania z wywiadu „sprzedaj mi ten długopis”. Dobrą wiadomością jest to, że ankieterzy nie oczekują, że będziesz gotowy na wypróbowanie całkowicie dopracowanej oferty sprzedaży - starają się przede wszystkim dostrzec, jak reagujesz w sytuacjach wymagających dużej presji. Weźcie więc głęboki oddech, uspokójcie nerwy, a następnie skorzystajcie z tych wskazówek, aby zebrać odpowiedź, która nie tylko sprawi, że osoba przeprowadzająca rozmowę kwalifikacyjną będzie chciała kupić ten długopis, ale także zapewni pracę. Informacja jest towarem (…) można ją kupować, sprzedawać i wykorzystywać. (N. Geiman) Informacja i wiedza: oto dwie waluty, które nigdy nie wyjdą z mody. (D. Karpyshyn). Plus cała masa cytatów, których przesłanie można zamknąć w zdaniu – informacja to potęga. I co ciekawe, wręcz współcześnie niespotykane, nikt nie będzie tego podważał. Widać musi to być prawda. Tę prawdę znał i Jordan Belfort. I myślicie, że świetnie sprzedawał informacje? Też, ale on je przede wszystkim tworzył! I dlatego był pierwszy, a mając takie miejsce był skazany na sukces. W dzisiejszym „wykładzie” Wakacyjnej Akademii Finansów dla Firm zajmiemy się ambiwalencją, czyli sprzecznością uczuć. A konkretnie będziemy się brać za bary z obiektywną oceną negatywnego bohatera, którego nie sposób nie lubić. Ale na początek lingwistyczny wybryk… Czy wiecie, że w języku katalońskim sukces to „èxit”? Jedno skojarzenie, prawda? „Wyjście” z angielskiego. Taki był właśnie Jordan Belfort, główny bohater filmu „Wilk z Wall Street” – zawsze znajdował wyjście z sytuacji. Przymus ominięcia wszelkich przeszkód, konieczność wybrnięcia z każdej opresji sprawiły jednak, że za sposoby, którymi to osiągał pozostają moralnie wątpliwe. A może jednak należy docenić jego ekwilibrystykę, chociażby w aspekcie nierównej walki przedsiębiorca kontra państwo? Decyzja nie będzie łatwa. Pokochać czy wykląć? Z pewnością utkniemy w tej rozterce. Młody człowiek, który wie, czego chce – na plus. Człowiek, który zrobi wszystko, aby osiągnąć to czego chce – i plus nam się rozmywa. Człowiek, który bierze to, czego chce, a na dodatek do kategorii „czego” zalicza też ludzi – pojawia się minus. Daje ludziom to, czego chcą, pod warunkiem, że sam na tym zyska – tutaj plus i minus dadzą nam „0”. Ale ten bohater absolutnie nigdy nie działa w takiej temperaturze, ani nie wywołuje stanów neutralnych u widza. Jordan w świadomości odbiorcy nieustannie będzie balansował po sinusoidzie emocji: od podziwu, przez zachwyt, do zniesmaczenia, czy nawet oburzenia. Przekoloryzowane – diagnoza większości krytyków i znawcy biografii JB. Ale już niewielu spośród tych krytyków uznaje to za wadę filmu. I słusznie. Bowiem to nie tylko genialny przykład manipulowania opiniami odbiorców. To również doskonała ilustracja tego jak działa prążkowie, tak, ten bohater jest w praktyce tym, o czym w teorii mówił Sebastien Bohler w „Zachłannym mózgu” (pisaliśmy o tym tu) – jest człowiekiem ulegającym wszelkim pożądaniom bez względu na konsekwencje. Jordan nie potrafił przestać „chcieć więcej”, nie rezygnował z żadnej przyjemności, żył na najwyższych obrotach. Jego biografia spokojnie może znaleźć się na półce „sporty ekstremalne”. Ale niestety absolutnie nie nadaje się nawet na wzmiankę do podręcznika „O cnotach niewieścich”. Choć trzeba przyznać, że Jordan był ich wielbicielem. Wielbicielem-praktykiem. I teraz pytanie, czy umiemy z dystansem obejrzeć przerysowaną wizję korporacyjnego świata? Spróbujmy. Miarą tego czy zachowaliśmy dystans, będzie powstrzymanie się w trakcie oglądania od zwrotów „tak to na pewno nie było” i „dokładnie tak to wygląda”. Nielogiczne? Uprzedzaliśmy, dziś będzie o ambiwalencji. Jaki bohater – taka historia o nim i takie wrażenia z jej odbioru. Wisienką na torcie jest narracja, to ona buduje cudowne napięcie pomiędzy wydarzeniami a refleksją o nich, to ona odpowiedzialna jest za sporą dawkę ironii, która przyprawia cały film. To główny bohater opowiada o historii swojego sukcesu. Pewny siebie Jordan zdradza widzom receptę na sukces. Prowadzi nas po drodze, którą kroczył, a raczej, którą wspinał się na sam szczyt. Bez wątpienia możemy śledzić losy mężczyzny, który miał charyzmę. Potrafił zmotywować, potrafił sprzedać, potrafił ryzykować, potrafił oczarować. Był mistrzem opowieści. Tworzył historie, w które ludzie chcieli wierzyć i dlatego mu ufali, dlatego za nim podążali. Znał potęgę informacji. Znał ludzką psychikę? Wierzył, że wszyscy jesteśmy tacy sami, że pragniemy mieć najwięcej, być najlepsi, być przed innymi. Mierzył wszystkich swoją miarą, wszak był najdoskonalszym z praktyków „Zachłannego mózgu”. Czy rzeczywiście tylko taka mieszanka zalet (wymieniliśmy nieliczne) gwarantuje sukces? Czy o wspięciu się na sam szczyt decyduje charyzma, a jej brak przekreśla możliwość spełnienia marzeń? Czy rzeczywiście wszystko zależy od nas? Praca domowa ? – odpowiedzcie na te pytania na podstawie filmu „Wilk z Wall Street” uwzględniając wymowę ostatniej sceny.

sprzedaj mi ten długopis